#Sexto

BEZ MARUDZENIA
 
 ☀ ☓ ☀ ☓ ☀
Przez chwilę panowała nieprzyjemna cisza, tylko kółka wózka, który pchał Sawel cicho skrzypiały, kiedy pchał go w kierunku Grimmjowa. Wreszcie przystanął i rzucił przeciągłe spojrzenie na dwie pozostałe dziewczyny, które nadal stały tam gdzie przed chwilą.

- Chyba nie powinno was tu być - rzucił w ich stronę, a one natychmiast cichaczem wymknęły się z pokoju. Jego ton był trochę dziwny, niby obojętny, lecz przez niego dziewczynom stanęły włoski na karku. Było tylko słychać jak na korytarzu zaczęły głośną rozmowę o tym, że w ogóle nie powinny tam przychodzić, że tamta jest głupia i że nie chciały narazić się Sawelowi-sama.

Kiedy jego wzrok powędrował na obojętną minę Grimmjowa, jego wyraz twarzy natychmiast się zmienił i powrócił mu flirciarski uśmieszek.
  • O czym to ja... Ach, no tak - mruknął pod nosem i pstryknął palcami. Chwilę później do środka wparował jakiś białowłosy dzieciak z dużą czarną torbą, która była tak wyładowana, że zamek błyskawiczny ledwo się trzymał.
  • Na początek przydałby się jakiś stół i krzesła, tak ze trzy - Sawel rzucił do białowłosego chłopca, którego twarz całkowicie zakrywała maska pustego, która wyglądała jak czaszka kruka.
Chłopak chwilę szperał w torbie, aż wreszcie wyciągnął bliżej niezidentyfikowany obiekt, który rzucił niby to od niechcenia na ziemię. Gdy tylko dotknął on podłogi rozjarzył się zielonym blaskiem, a na jego miejscu stanął sporej wielkości przeźroczysty stół, który wyglądał na dość stabilny, aby mógł na nim z łatwością usiąść dorosły słoń. W podobny sposób zmaterializowały się także cztery krzesła pasujące do stołu.
  • Trzy - mruknął pod nosem Sawel, jednak chłopak tego nie dosłyszał i tylko spojrzał pytająco na niego.
  • Na razie to wszystko - odparł różowowłosy i z wyrysowanym uśmieszkiem na twarzy zaczął wykładać jakieś talerze, miseczki i inne dziwne przedmioty na ten stół. Chłopak szybko usunął się z pola widzenia. Odsunął jednym ruchem wózek na bok, a ten wylądował zgrabnie pod ścianą. Wreszcie odsunął jedno z krzeseł i usiadł na nim. Poklepał znacząco krzesło obok i spojrzał na Grimmjowa, który dotąd nie odparł ani słowa.
  • Co to ma być? - powiedział wreszcie spoglądając niepewnie na wystawę znajdującą się na stole.
  • Twój posiłek. Nie mogłem się zdecydować więc wziąłem wszystkiego po trochu - odrzekł radośnie pielęgniarz. Założył nogę na nogę i z zaciekawieniem patrzył na espadę. - No siadaj.
Grimmjow prychnął i z zamachem odsunął krzesło, po czym na nim usiadł.
Wpatrywał się z konsternacją w najbliżej stojący talerz jakiejś mlecznobiałej substancji. Dźgnął ją kilkakrotnie łyżką i skrzywił się.
  • Co to jest?
  • Owsianka! - odparł radośnie Sawel i klasnął w dłonie. - Najlepsze jedzenie pod słońcem!
  • Żartujesz sobie? Mam tą kleistą breję wsadzić sobie do ust? - zrobił zniesmaczoną minę. - Takie coś to możesz sobie wciskać bezzębnym dziadkom, nie mnie.
  • Jak too...? - mruknął tamten i zrobił nieco obrażoną minę. - No dobra, rozumiem... że chcesz coś bardziej MĘSKIEGO! Dlatego też przyniosłem ze sobą syrop wiśniowy. Ma taki fajny ciemnoczerwony kolor, jak KREW i czasami trafiają się nawet wisienki! - nie czekając na pozwolenie wlał do miski owsianki jedną trzecią zawartości słoiczka.
  • No to wsuwaj!
  • Nie.
  • Nie bądź taki. Musisz coś zjeść.
  • Nie.
  • Zjedz to!
  • Nie!
  • Dobra, dobra. Wiedziałem, że będzie trudno... a co powiesz na... - zrzucił miskę ze stołu i Grimmjow już myślał, że roztrzaska się ona o podłogę i wszystko zachlapie tą białą breją, kiedy nagle zniknęła w zielonych płomieniach. - ... pancakesy z syropem klonowym lub daktylowym! - wyciągnął rękę po następny talerz wyładowany sporą ilością placków, które niebezpiecznie chwiały się na boki.
Espada sięgnął dla świętego spokoju po jednego z nich wylał trochę jednego z podsuniętych mu pod rękę przez Sawela syropów i odgryzł połowę placka. Nie żuł go zbyt długo starając się jak najszybciej to przełknąć. Po kilku takich plackach wciskanych mu do ręki czuł się nasycony.
  • Dobra, dosyć - rzekł wreszcie i odtrącił widelec, na którym nadziany był następny złocisty placek ociekający syropem i którego podtykał mu różowowłosy. Sawel wreszcie dał mu tą satysfakcję, a właściwie dał mu spokój z plackami.
  • Naprawdę nie rozumiem czemu to miało służyć - warknął wreszcie Grimmjow i oparł łokieć o podparcie krzesła. - Poza tym, że zjadłem to świństwo...
  • Świństwo, po którym się oblizywałeś!
  • Zaraz oberwiesz - spojrzał na pielęgniarza spode łba, lecz odwrócił wzrok, który spoczął na widoku rozciągającym się za oknami.
  • Nie rozumiem czemu miałeś z tym takie opory. To nie było normalne jedzenie. We wszystkim zawarłem płynne reiatsu i krew pustych. Co nie oznacza, że teraz będziesz mógł o tym rozpowiadać dokoła. Gdyby właściciel dowiedział się o tym... - różowowłosy wzdrygnął się na samą myśl co by się stało. - Zabronione jest używać tego typu wynalazków... Sądzę jednak, że jest to tylko taki drobny wspomagacz. A skoro mam ciebie wyleczyć do końca to zrobię to porządnie. Bez tych posiłków założę się, że zdrowiałbyś trzy razy dłużej, co z pewnością byłoby niezwykle uciążliwe, nie tylko dla mnie...
  • Płynne reiatsu? Chyba nie chcę wiedzieć jak to zdobyłeś...
  • Nie było z tym problemu. To jedna z moich umiejętności. Absorbowanie reiatsu i umieszczanie go do dowolnego pojemnika, którym może być zarówno rzecz martwa jak i żywa.
  • Więc to ty zapieczętowałeś moje reiatsu espady w tym mieczu? - wskazał brodą na świecący przedmiot znajdujący się na końcu pokoju.
  • Po części tak.
  • Po części?
  • Wiesz, trudno było taką ilość zapieczętować w wielu kawałkach miecza. Trzeba było na niego rzucić złożone kidō, tak aby w dodatku samoistnie się regenerował, a takie rzeczy to potrafi tylko wyszkolony shinigami. Albo osoba z mocami shinigami, ale to nie rozmowa na dzisiaj. Wybacz, nie jesteś jedyną osobą do wyżywienia - Sawel gwałtownie wstał od stołu, szybko pozbierał wszystkie naczynia leżące na stole i wcisnął je wszystkie na jedną z półeczek znajdujących się na wózku.
  • Powiedz kto to zrobił! - Grimmjow był wyraźnie wkurzony takim obrotem sprawy.
  • Powiem ci, ale nie teraz jak już mówiłem...
  • Do jasnej cholery! Jeszcze niedawno mówiłeś, że będziesz moim OSOBISTYM pielęgniarzem, czy coś w ten deseń.
  • Cofam to - odparł bez namysłu i zmył się z pokoju pogwizdując coś pod nosem.
  • KIJ CI W DUPĘ! - ryknął jeszcze za nim Grimmjow i rzucił pozostałą szklaną szklaneczką przez pokój, która rozbiła się o ścianę na korytarzu, dokładnie nad głową jasnowłosej postaci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, zostaw po sobie komentarz~
Jeśli spodobało Ci się opowiadanie, dołącz do obserwatorów!

Przeczytałeś? Skomentuj!
Liczę na konstruktywne komentarze, nie typu "fajne" "nie fajne" "nudne" "ciekawe" — co ci się podobało? co przykuło twoją uwagę? czy płynnie się czytało? czy jakieś błędy kuły w oczy? za krótkie, czy za długie? za dużo opisów, za mało wypowiedzi? lubisz zagadki? czujesz niedosyt..?

Don't forget my name shinigami, and you better pray that you never hear it again! Grimmjow Jaegerjaquez...because the next time you hear my name, you'll be a dead man...I promise.

(╯'□')╯︵ ┻━┻