NIEZAUWAŻONA
☀ ☓ ☀ ☓ ☀
Tym razem Grimmjow nie pozwolił się tak łatwo zbyć.- Nie zmieniaj tematu – warknął do czarnowłosego arrancara
z maską kruka. - Co to do cholery znaczy, że możliwe że to był
on?!
Tamten westchnął jakby od
niechcenia i przejechał ręką po swojej masce. Nie wydawało się i
nic nie wskazywało na to, aby był chętny do powiedzenia
czegokolwiek na ten temat. Wreszcie odwrócił się w stronę byłego
espady i zaczerpnął powietrza.
- Nic więcej ciekawego nie wiem. Różne typy tutaj trafiają
i nie zawsze muszą wyglądać jak uprzednio, zanim tutaj trafili.
Niektórzy nie chcą być rozpoznawani przez innych... Niektórzy
nim tutaj dotrą także cofają się w rozwoju. No bywa.
- Zabiję drania, jeśli to on – wycharczał Grimmjow i z
hukiem opuścił krzesło na cztery nogi, aż zatrzeszczały pod nim
deski. Kirke wzruszył ostentacyjnie ramionami i przeszedł z
głośnym zgrzytem po drewnianych drzwiach, które jak dotąd dalej
leżały roztrzaskane na podłodze.
- Jak tam wolisz – odpowiedział tamten i dźwignął na ręce resztki drewnianych desek będących kiedyś drzwiami. Cmoknął ze zniesmaczoną miną, kiedy drzazgi posypały się na boki.
- Jejku, nie musiałeś ich rozwalać aż tak bardzo. Nowe uda mi się załatwić dopiero na jutro... Przez ten czas będziesz musiał się zadowolić brakiem drzwi – rozmyślał nad czymś przed chwilę, a kiedy się odezwał jego głos był dziwnie wesoły.
- Albo zawsze
możesz przeprogramować swój pokój. Ale zostawmy to na później.
- Przeprogramować? Co masz na myśli? - zapytał podejrzliwym
głosem Grimmjow.
- To co słyszysz. Na końcu pokoju za tym wielkim plakatem,
który wygląda jak tapeta masz indywidualny programator pokoju.
Każde pomieszczenie posiada takie coś. W końcu Sawel był jednym
z współtwórców tego miejsca. Oczywiste jest, że musiał dodać
coś od siebie.
Niebieskowłosy wydawał się
być skonfundowany, więc Kirke uśmiechnął się do niego z
pobłażaniem i wskazał palcem na koniec pokoju.
- Tam na ziemi powinna leżeć gdzieś instrukcja – machnął
ręką i powrócił zainteresowaniem do poprzedniego zajęcia.
Sapnął ciężko i zarzucił sobie drewniane deski na plecy.
- Jakbyś jeszcze czegoś potrzebował będę w pomieszczeniu
obok.... aaa, zapomniałbym że nie możesz oddalać się stąd nie
więcej niż na dwadzieścia metrów. No cóż, coś się chyba da z
tym zrobić. Po prostu trzymaj przy sobie swój miecz.
- Fajnie by było. Tyle, że wiesz... kiedy próbowałem go
dotknąć jebnęło mnie prądem i na chwilę sparaliżowało mi
rękę – rzucił sarkastycznym tonem Grimmjow i zacisnął dłoń
w pięść.
- Aha.
Z wściekłością wydarł się na Kirke.
- Aha?! Tylko tyle masz mi do powiedzenia?!
- No wiesz, to zależy od punktu widzenia. Właściwie całkiem
tu przytulnie. Bylebyś nie majstrował przy programatorze dopóki
ktoś zorientowany nie wpadnie – powiedział szybko i w ciągu
kilku sekund zwinął się i tylko pomachał mu na pożegnanie.
- Hej! Zaczekaj... za...! Co za dupek...
Czemu wszyscy unikają
odpowiedzi i gdy tylko zada jakieś kłopotliwe pytanie to spieprzają
gdzie pieprz rośnie?! Geez, jak go to strasznie irytuje. Nie,
poprawka. Wszystko w tym miejscu go irytuje. Rany, z kim on zmuszony
jest się zadawać. Im szybciej stąd odejdzie... Ale właściwie
gdzie miałby iść, dokąd?
Nie ma już dokąd
wracać. Ten Ichigo... tak naprawdę jest cholernie silny. Z każdą
walką jest coraz silniejszy. Naprawdę, nie mam pojęcia jak on to
robi, ale mam zamiar się dowiedzieć.
Ten czas
spędzony tutaj będzie dobrze wykorzystanym. Powróci stąd sto razy
silniejszy, rozwali całą espadę, tego całego Ichigo i weźmie się
za tworzenie nowego, lepszego miejsca, w którym mógłby się
zaszyć. Może nawet odświeży nowe znajomości.
Ale co
miała oznaczać jego jakże zwięzła odpowiedź? Wprawdzie nie
wydawał się tym zdziwiony, ale uciekł tak szybko. Jakby naprawdę
nie chciał mi czegoś powiedzieć. Zmówili się, czy jak?
Znowu
został sam na sam ze sobą i tym cholernym pokojem. Jakby tego było
mało za zamkniętymi drzwiami na końcu tego pokoju znowu coś
zaczęło w nie łomotać, jakby chciało wydostać się na zewnątrz.
Grimmjow postanowił zbadać to dokładniej, być może ze względu
na to, że i tak aktualnie nie miał nic lepszego do roboty, albo po
prostu był ciekaw. Tak czy inaczej w kilka sekund dostał się na
koniec pomieszczenia i przystanął naprzeciw drzwi. Uderzenia stały
się jeszcze silniejsze, w dodatku pojawiło się donośne wycie,
które brzmiało bardziej jak ryk, niż zawodzenie.
Niebieskowłosy
położył ostrożnie rękę na starych drewnianych deskach, które
jak dotąd dygotały w zawiasach. Nagle przestały, a przez dłoń
Grimmjowa przebiegł jakiś dziwny impuls, dość nieprzyjemny, więc
oderwał się od drzwi spoglądając na nie ze zmarszczonym czołem.
Wreszcie
wzruszył ramionami i zaczął przechadzać się pod ścianą
wbijając wzrok w podłogę. Poszukiwał czegoś ciekawego, lecz nic
nie znalazł. Stanął pod ścianą, na której wisiała tapeta
niewiele wyróżniająca się od ściany. Przeniósł na nią wzrok.
Faktycznie, pośrodku niej znajdowało się ledwo widoczne
prostokątne wycięcie.
Grimmjow
zaczął kombinować, jak je otworzyć. Najpierw poszukał miejsca,
gdzie mógłby podważyć drzwiczki, lecz nic takiego tam nie było.
Żadnej wypukłości lub wgłębienia. Przycisnął drzwiczki i dalej
nic się nie działo.
W
czasie, kiedy ten rozkminiał sposób, jak otworzyć schowek nie
zauważył, że przez szparę pod starymi drzwiami, które przed
chwilą badał wysunęła się mała pożółkła karteczka złożona
na pół.
Espada
poddał się wreszcie i z krzykiem walnął pięścią w ścianę.
Też nic się nie stało, co jeszcze bardziej go wkurzyło. Odwrócił
się plecami od niej i oparł o ścianę zakładając ręce na
piersi. Zaczął obserwować swój miecz, który nadal lewitował
kilka stóp nad ziemią, dokładnie na wysokości pasa.
- Chyba nigdy nie czułem się tak cholernie bezradnie – mruknął pod nosem, lecz nie zaczął rozmyślać, jak to zawsze robił, po prostu wpatrywał się beznamiętnie przed siebie i nagle poczuł wibracje pod plecami i zanim zdążył się zorientować ściana za nim wsunęła się, a on z krzykiem poleciał do tyłu.
~*~*~*~*~*~
Tak
naprawdę to Kirke byłby w stanie mu o wszystkim powiedzieć.
Pozostawała jednak sprawa, że zabroniono mu o pewnych rzeczach
mówić. I nie miał większego wyboru, jak tylko milczeć i czekać
na dalsze rozkazy. Do dziś jego stara rana dawała o sobie znać.
W tym
miejscu się nie marudzi. Można jedynie żyć dalej godząc się ze
wszystkim co go otacza. A dzięki Sawelowi można zmienić to miejsce
według swojego widzimisię. Żyć w zgodzie ze stwórcą tego
miejsca, żyć w zgodzie ze wszystkimi, ze swoją naturą także. Żyć
bez ograniczeń. A bynajmniej myśląc, że w tym miejscu nie ma
żadnych ograniczeń.
Niewielu
o nich wie, o istnieniu takich osób jak Ruda, albo Moli. Niewielu
wie, co dzieje się po zmierzchu, które takowo się nazywa.
- Kirke, Granz chce ciebie widzieć.
- Co? Aha. Zaraz tam będę... a gdzie chce się spotkać?
Ruda
wymownie przewróciła oczami.
- Tam gdzie zawsze. Ile razy będziesz jeszcze pytał?
- Uh. Za każdym razem mam nadzieję, że mu się to znudzi.
- Dobra, jasne.
- A skoro już tu jesteś to przypilnuj Grimmjowa Jeagerjaquesa dopóki nie wrócę, dobra?
- To nie najlepszy pomysł...
- Dobra?
- Ok...
- Świetnie.
Kirke
poklepał Rudą po ramieniu, po czym wyminął ją i ruszył przez
korytarz, aż wreszcie zniknął, jakby zapadł się pod ziemię.
- Coś przeczuwam, że to z pewnością źle się skończy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, zostaw po sobie komentarz~
Jeśli spodobało Ci się opowiadanie, dołącz do obserwatorów!