POKÓJ LUSTER
☀ ☓ ☀ ☓ ☀
Przebudził się nagle, jakby miał zły sen, lecz nie otwierał oczu i dalej leżał nieruchomo. Zaczął nasłuchiwać z lekkim zaniepokojeniem. Szczególnie, że dokoła panowała bezdenna cisza.
Trwała jednak ona krótko, bo gdzieś w oddali rozległ się huk, który potoczył się echem, jakby to była jakaś wielka jaskinia lub pomieszczenie. Przebiegły mu automatycznie ciarki po grzbiecie.
Nie widział sensu, aby dłużej tak leżeć bezczynnie, więc zdecydował się na jakiś ruch.
Otworzył oczy i nie zwlekając podciągnął się na łokciach do pozycji siedzącej. Dopiero wtedy poczuł okropny pulsujący ból w czaszce, jakby ktoś walił w nią młotem pneumatycznym. W dodatku odczuwał boleśnie każdy głośniejszy szmer.
Nadal czuł się skołowany i nieco wstrząśnięty po ostatnim wydarzeniu. Ktoś z pewnością grzmotnął w niego cero, lecz jakimś cudem to przeżył. I w dodatku, gdyby nie ten piekielny ból w czerepie to czułby się fantastycznie.
Przypomniał sobie 'pośmiertną' podróż i tą bezdenność, która go wtedy otaczała. Czuł pustkę, jakby utracił coś ważnego.
Dopiero wtedy doszedł do wniosku, że to wszystko nie ma sensu. Seryjnie. Jak może mieć sens coś, czego w ogóle nie powinno już być? Przecież umarł. Odszedł z tego świata. W ogóle powinien już gryźć ziemię. Przez to wszystko tylko jeszcze bardziej rozbolała go głowa.
No i to cero... wciąż czuł nieprzyjemny ucisk na szyi od tego czasu. To było tak, jakby ktoś mu to cero wstrzyknął do tętnicy. Jakby nadal krążyło, gdzieś w jego żyłach. Jakby dzięki temu... poczuł się lepiej? Nieeee, to wszystko jest zbyt pokręcone, jak na jego bolącą głowę.
Po wielu nieudanych i chwiejnych próbach wreszcie udało mu się wstać, jednak i tak był zmuszony podeprzeć się ściany. Rozejrzał się powoli, aby nie rozbudzić bardziej łomotania w czaszce.
Znajdował się pośrodku jakiegoś dużego pomieszczenia z białymi ścianami po jednej stronie i wielkimi od sufitu do podłogi oknami po drugiej. W dodatku sufit był strasznie wysoki, co potęgowało tylko rozmiary tego pokoju. Na suficie widniały fikuśne olejne, czy tym podobne freski a także dokładne płaskorzeźby. W większości przedstawiały one jakieś skrzydlate stworzenia ludzko podobne. Kiedy by się bliżej przyjrzeć można by dostrzec, że przedstawiono na nim moment walki pomiędzy stworzeniami o bladej cerze z czarnymi skórzastymi skrzydłami z arsenałem czerwonookich bestii, a stworzeniami o różowej skórze z gołębimi skrzydłami ramię w ramię z ziemskimi zwierzętami o gniewnych oczach.
Poza tym pokój był zupełnie pusty, jakby nie liczyć wielkiego, przynajmniej czteroosobowego materacu znajdującego się pośrodku pokoju, z którego przed chwilą dźwignął się Grimmjow. Sprawiał on wrażenie, jakby tutaj zupełnie nie pasował.
I było jeszcze coś dziwnego w tym pokoju.
Wzrok byłego Espady przykuł jakiś dziwny błysk dochodzący z drugiego końca pokoju. Przyjrzał się temu zjawisku dokładniej, lecz odległość jednak była zbyt duża by dostrzec jego źródło.
Nawet nie zaciskał zębów z bólu wiedząc, że to tylko pogorszy jego sytuację. Powoli zaczął się tam zbliżać powłócząc nogami po idealnie wypastowanej i lśniącej drewnianej podłodze. Migoczący blask z chwilą stawał się coraz wyraźniejszy.
Wreszcie, kiedy zbliżył się wystarczająco, aby dostrzec, że są to kawałki jakiegoś metalu. A także rękojeść miecza
Jego miecza.
Zmrużył oczy i wyciągnął rękę, aby ją chwycić w dłoń, lecz skutek był porażający. Dosłownie. Odrzuciło go do tyłu, a po jego ciele rozszedł się nieprzyjemny dreszcz, który szczególnie promieniował teraz w jego ramieniu. Wisiało ono teraz bezwładne u jego boku.
Ten niebieski obłoczek, którym były otoczone szczątki jego miecza musiały być widocznie jakimś dziwnym rodzajem Kidō stosowanym zwykle przez Shinigami.
Jedynym dobrym skutkiem tego było to, że przestała boleć go głowa, co było cudownym uczuciem.
Następny dziki huk rozległ się gdzieś w oddali.
Wzrok Grimmjowa powędrował w kierunku wielkich drewnianych drzwi, które wyglądały na nowo wstawione w ramy. Podszedł do nich i jednym kopnięciem wyważył je z zawiasów, które z grzmotem opadły na ziemię. Ledwo zdążył ukazać się jego oczom obszerny korytarz, kiedy w tym samym momencie ktoś stanął w drzwiach znajdujących się naprzeciw.
- Kootuś - odparł ten ktoś ze złośliwym uśmiechem i cofnął się w bok, aby ukazać pokój, w którym gdzie tylko nie spojrzeć znajdowały się same lustra. Ledwo tylko ujrzał swoje odbicie w nich, kiedy zszokowany krzyknął.
Co ten Grimmi, ledwo się obudził i już psuje komuś drzwi xD Dobra, nie stać mnie na bardzo efektowne komentarze ._. Ale i tak wiedz, że mi się podoba, bo masz ładny, czytelny styl :3
OdpowiedzUsuń