SPADANIE
☀ ☓ ☀ ☓ ☀
Zapadła ciemność. Przestał cokolwiek odczuwać, poza tym, że wciąż doskwierało mu rosnące uczucie odrętwienia. Co chwila tracił i odzyskiwał świadomość i miał wrażenie, jakby unosił się gdzieś w przestworzach. Czasami przed oczami błyskały mu jakieś prześwity jasnego światła. Albo zapadała ciemność, od których miał mdłości. Miał dosyć tego świata, chciał po prostu już odejść i mieć wszystko i wszystkich gdzieś. Co kogo to obchodzi.
Chciałby zapaść już w niepamięć o wszystkim, zapaść w odrętwienie. To wcale nie było takie złe. Nie wiedział czemu to tak długo trwało.
Ta podróż doprowadzała go z czasem do szaleństwa. Podróż? Tylko, że dokąd? Czy ona w ogóle miała jakiś koniec?
Stracił już czucie w członkach, zmysły miał totalnie ogłupiałe. Z pewnością nie potrafiłby odróżnić nieba od ziemi. Zresztą, to było mu całkowicie obojętne. W jego stanie tylko ta podróż przynosiła ukojenie. Podróż donikąd. Tak to odczuwał. A może chciał, aby tak było. To wystarczyło, aby nie postradać zmysłów.
Znowu zemdlał.
Po kilku godzinach, a może to minęło kilka dni, jak nie tygodni? To trwało wieczność. Miał wrażenie jakby wciąż spadał. Jak upadły anioł, o których słyszał z ludzkich opowieści. Tak właśnie. Po tym czasie doszedł do wniosku, że sam przypomina takowego upadłego anioła.
Jakby to określić - minęło już tak wiele czasu. Może to tak naprawdę jest jakimś dziwnym snem? Po prostu nie ogarniam tego, to jest zbyt dziwne. Szczególnie ten brak czucia w członkach. Kiedyś mogłoby być to cholernie pomocne, ale teraz... co on by dał, aby coś poczuć. Powinienem już dawno umrzeć! Dajcie mi spokój z tą cholerną podróżą, na co mi ona... i tak nie prowadzi donikąd. Arrancarzy trafiają do Piekła. Czy ja właśnie tam trafię? Może to jest moja kara, wieczne potępienie. Phew, też mi coś!
Przejrzyste jak nigdy myśli znowu zaszła mgła, a sen go zmorzył na dłuższy czas jego niewiedzy. Ktoś przymknął ze zmęczenia oczy i odetchnął z ulgą widząc stan byłego Sexto Espady.
Zaczynam odczuwać wrażenie, że coś tutaj jest nie tak. Jestem totalnie otępiały, ale jakby... czuję się o niebo lepiej niż wieki temu. To znaczy zanim rozpoczęła się moja podróż. Ale pomimo tego, wciąż nie mam siły nawet unieść powiek. Doszedłem do wniosku, że nie podróżuję sam. Jakby takie wewnętrzne uczucie, instynkt podpowiada mi, że ktoś czuwa niedaleko mnie. Czuwa, albo śledzi. Sam nie wiem.
Kolejne długie godziny mijały tak na przemyśleniach rannego, ledwo żywego Grimmjowa. Coraz bardziej miał tego dość i wydawać by się mogło, że zirytowanie bierze górę nad jego stanem zdrowia. Co wyraźnie widać, bo jego rany mają się coraz lepiej. Może to taka niebiańska łaska, kto wie?
Co jest? Tak jakby coś się zmieniło. Przestało tak straszliwie wiać, a pęd wiatru już nie zagłusza mi odgłosów świata. Chociaż teraz przyznam, że wolałem tamten gwizd, niż ten nacisk ciszy teraz panującej. Co się stało? Mimo tego czuję na sobie czyjś wzrok, słyszę czyjś ciężki oddech. Czy to teraz skończę? Pochłonięty przez jakąś bestię? Doprawdy...
- Oy! - zawołał czyjś cichy głos, lecz dla uszu Grimmjowa było to jak krzyk. Przerażające wrażenie. On chciał już po prostu zasnąć, znowu oddać się bezładności.
- Głupi kocie, obudź się wreszcie - powiedział ktoś zdenerwowanym głosem, lecz zabrzmiało w nim zmęczenie i desperacja. Grimmjow mruknął coś niewyraźnego w odpowiedzi, a właściwie próbował to uczynić, lecz wyszedł z tego tylko żałosny jęk.
- No dobra, sam tego chciałeś - gorący oddech pojawił się nagle na jego szyi i jakby w myślach usłyszał jedno słowo.
- Cero.
Stracił przytomność.
Łooo *.* niby dopiero pierwszy rozdział, ale już narobił mi smaka na resztę ;w; powiało tajemnicą, lecę czytać dalej :3 ~SadisticSmile
OdpowiedzUsuń